Ręce mi wczoraj opadły. Najwyraźniej gzymsy w połączeniu z parapetami sprawiają mojej ekipie ogromny problem. Już zrozumieli, ze gzyms ma być węższy od parapetu o 4 cm z każdej strony i to zrobili OK. Ja też pojęłam, że nie da się osiągnąć takiego skosu parapetu jaki jest przewidziany kształtem gzymsu i trzeba wypracować jakiś kompromis a powstałą lukę zasklepić. Nie przyszło mi jednak do głowy, że oni zasklepią to sylikonem.
Wczoraj moim oczom ukazała się sylikonowa fuga w rozmiarze XXL czyli około 2 cm. Siłą rzeczy biała i wklęsła. Nawet nie miałam ochoty dzwonić do wykonawcy. Zwaliłam to na męża. Z rozmowy wynikało, że przecież właśnie tak zarządziliśmy. Owszem, zarządziliśmy biały sylikon, ale między oknem a parapetem, maleńka sylikonowa fuga zapobiegająca podchlapywaniu wody pod drewnianą ramę okna. Mąż sporo się napracował, żeby w dyplomatyczny sposób powiedzieć panu, że to co zrobił jest ohydne i jest skazą na tej elewacji dla nas nie do przyjęcia i że ma ten sylikon wyjąć i uzupełnić szpary zaprawą, która nie będzie wklęsła i da się pomalować razem z gzymsem.
Pan najwyraźniej nie rozumiał, że nie chodzi nam o to, ze „nic się z tym nie będzie działo” tylko o to, że pod względem estetycznym jest to dla nas nie do przyjęcia i nie po to płacimy kupę kasy za detale, żeby pozwolić sobie na takie „upiększenia”. Ostatecznie ma wydłubać ten sylikon i zrobić tak jak my chcemy. Kurde co to w ogóle za dyskusje. Sądziłam, że w obecnych czasach hasło „klient nasz pan” ma istotne znaczenie w kontaktach z branżą usługową.
Tak czy siak dziś się rozpadało i na budowie przerwa w pracach.